Jak świętować to świętować :-D
Po szpitalu zamieszkałam u swojej mamy gdzie były też siostra z córeczką. Dzięki temu, oprócz całodobowej opieki dorosłych, umilała mi życie mała dziewczynka.
Przychodziła rano do mojego łóżka pytać jak się czuję, głaskała po głowie, po rączce, dawała buziaka.
Kiedy zaczęłam lepiej chodzić, wychodziłyśmy razem na spacery. Siostra w jednej ręce trzymała mnie a w drugiej, córkę hehe. Nawet wtedy nie mogłam nadążyć kiedy Miki przyspieszała. Nieraz mała odbiegła bo coś Ją zaciekawiło i siostra wpadała w panikę czy biec za Nią, czy trzymać mnie. Na ogół stawiała mnie przy drzewie i goniła za Misią wrzeszcząc : stój., hehe
Bardzo się zżyłyśmy. Miki nauczyła się dbać o mnie, troszczyć, opiekować. Jeszcze bardziej mnie pokochała, a ja Ją. Do tego stopnia, że kiedy pojechałyśmy do Włoch, Misia mnie oprowadzała po domu, tłumaczyła co mówią Włosi, a Włochom tłumaczyła co mówię ja.
Miło, że zadbała o to, żebym wiedziała co się dzieje i nie czuła się samotna.
Po jakimś czasie znów zamieszkałam na Kole. Tym razem siostrą i z dwójką Jej dzieciaczków.
Najpierw wychodziłam na spacery z dzieckiem w wózku, żeby odciążyć siostrę. Wózek był bezpieczny dla mnie bo się trzymałam, nie przewracałam i dziecko z wózka mi nie uciekło. Bardzo dobre ćwiczenie.
Potem zabierałam Miki do mnie, pogłaskać kotki i odwiedzić babcię.
Namówiona przez moją Marcię, zachęcałam dzieci do słuchania bajek, do rysowania. Miki była bardzo zainteresowana. Podobało Jej się to i szybko przestała gapić się tylko w telewizor ale robiła piękne rysunki i sama opowiadała wymyślone bajki.
Ze Stasiem było gorzej. Nudziły Go takie zajęcia. Generalnie psocił, bił, psuł. Córka prosiła, żeby się nie zrażać. Małymi kroczkami, powolutku wdrożyłam malucha do rysowania, do słuchania.
Na początku sukcesem było jak Stasio kreskę czy kółeczko narysował naśladując mnie.
Przede wszystkim był to mój sukces bo miałam niesprawne ręce :-D
Po niedługim czasie, Stasio zrobił kolejny postęp, zaczął kolorować kwadraty, prostokąty itp.
Maluchowi tak się podobały zajęcia, że zaczął tylko mnie wołać. "Ciocia" to było jedno z czterech słów, które w ogóle mówił po polsku.
A raz zawołał: ciocia i ktoś zażartował : moja ciocia
A On na to oburzony, krzyknął: Stasia.
Wszystkich zatkało.
Pierwszy i ostatni raz powiedział swoje polskie imię.
Takie imię dostał po moim dziadku, bardzo o to prosiłam siostrę.
Pierwsze dziecko miało być Stasio, ale okazało się niespodziewanie, że to dziewczynka.
Przy drugiej ciąży, znów chciałam Stasia. Na co moja siostra się śmiała: już Ci tu jeden Stasio biega.. Teraz Stasio mówi trochę po włosku i tylko włoskie imię.
Nie szkodzi, ja mówię polskie imię :-D
Mała Miki płakała często z tęsknoty za domem sardyńskim, za tatą. Siostra się irytowała i krzyczała bo sama tęskniła i była przemęczona.
Chcąc je obie rozweselić, umilić czas oczekiwania na powrót taty/męża z delegacji, zajmowałam się maluchami ile mogłam. Zabierałam na spacery na zmianę raz jedno, raz drugie, czytałam, rysowałam, bawiłam się.
Moja siostra się śmiała i mówiła: do swoich dzieci to Ty nie miałaś tyle cierpliwości.
To prawda.
Inaczej jest się zajmować przez parę godzin, a inaczej cały czas mieć wszystko na głowie.
Teraz dzieci mnie uwielbiają, a ja je. Tęsknie za nimi, ale cieszę się, że są szczęśliwe w swoim domu.
Wyjątkowe ciocie się zdarzają. Też taką miałam. W przedszkolu mówiłam, że mam dwie mamy: jedną od ubierania, a drugą od kochania.
Ta od kochania to ciocia właśnie.
Długo tak pozostawało, dopiero po 30 latach poróżniłyśmy się i to dość poważnie.
Ale nigdy nie zapomnę, że była taka dobra dla mnie.
Mam nadzieję, że Ona gdzieś tam czuje, że wdzięczna jestem, że była przy mnie :-D
Jak ja lubię czytać te Twoje felietony :))))))) Pisz proszę więcej :)
OdpowiedzUsuńDobrze :-)
UsuńNo i dotarłam do końca, tzn. do teraźniejszości. Najbardziej wzruszył mnie tekst Love story. Jesteś cudowną osobą, dobrą do granic możliwości. Ja bym nie umiała wybaczyć. Całe szczęście mój mąż zdaje się kochać mnie jeszcze bardziej odkąd zachorowałam i jest dla mnie prawdziwym oparciem.
OdpowiedzUsuńPięknie opisujesz relacje z siostrzenicą, ja jako jedynaczka nigdy nie byłam prawdziwą ciocią, czego bardzo żałuję.
Zamiast dobrego męża, życzliwe słowa muszą mi wystarczyć. Cieszę się bardzo, że ludziom coś się udaje, z czymś się poszczęści. Miłość to wspaniałe uczucie i można dzięki temu dużo trudności znieść. Cudownie, że masz kochającego męża i kochasz z wzajemnością, to wielka wartość i dlatego warto żyć:-D
Usuń