W Warszawie jest dziś piękna pogoda. Świeci słonko i jest ciepło. My wczoraj pojechaliśmy na łono natury a dziś jesteśmy w domu ale i tak jest miło bo pogoda dobrze nastraja :-)
Zebraliśmy wczoraj ostatnie truskaweczki. Pozrywaliśmy maliny i jeżyny. Orzeszki i kasztany pozbierane Teść spalił kupę gałęzi, która uzbierała się przez lata. Mama wycięła zeschłe kwiaty. Jest już czyściutko. Gdzieniegdzie kępy marcinków dodają innego niż żółto-brązowego koloru. Choć pojedynczo upiększają otoczenie jeszcze róże, georginie, cynie, lwie paszcze i ...kot przybłęda.
Będąc w moim lubionym sklepie z koralikami, nitkami, papierem, itp. przypomniałam sobie,że miałam i ja naklejki gwiazdek, koralików, cekinów kolorowych. Gdzie ja to wsadziłam?? Przeszukałam pół mieszkania i nic, diabeł ogonem przykrył :-(
Siedzę sobie przy biurku, oglądam prace innych i w końcu poczułam, że coś mi przeszkadza pod nogami. Schyliłam się, żeby przesunąć jedną z kilku toreb i przy okazji zajrzałam co to jest, czy można to wyrzucić? Patrzę a tam resztki różnych prac i ... moje skarby ! !
Pod nogami je miałam przez tyle czasu! :-)))
W torbie znalazłam próbki filcowania np.smoka. Smoka to absolutnie nie wymyśliłam jak zrobić (ale kiedyś na pewno mi wpadnie pomysł) za to oczami wyobraźni zobaczyłam motylka na kwiatku, hehe
Miałam już podstawy zrobione, trochę tylko filcować musiałam, nadać odpowiedni kształt. I tak rano usiadłam i zrobiłam. Ręka mi mało nie odpadła. Do dziś mnie boli, ale ogromnie jestem zadowolona z pracy. Nawet postanowiłam to dać teściowi w prezencie na urodziny.
Zaskoczony był ale chyba miło, w każdym razie śmiał się.
Ostatnio czytałam posta o lęku, o przekraczaniu granic.
Przekraczać granice nauczyłam się najpierw na tai chi. Tylko dopiero teraz umiem to wykorzystać w życiu.
Często słyszy się jak ważna w rozwoju jest otwartość.
Kiedy byłam bardzo nieszczęśliwa, nie stać mnie było, żeby myśleć o czymś innym. To o tyle dobrze, że kiedy w końcu zaczęło mi się trochę poprawiać na duchu to ruszyłam z kopyta.
I właśnie na ćwiczeniach pierwszy raz przekraczałam granice niemocy. Kiedy już zaczęłam sama chodzić powolutku, minął może rok regularnego ćwiczenia, instruktorka zachęciła, żebym zrobiła ze wszystkimi ciąg. Wzbraniałam się okropnie, bo nie pamiętałam co po kolei, bo bałam się stracić równowagę. Instruktorka jednak uspokajała, że zrobię ile mogę i jak mogę, tylko żebym spróbowała.
W końcu stanęłam do ciągu. I o dziwo, ciało pamiętało co ma robić. Zrobiłam może pierwszą część, ale tylko dlatego niewięcej, że ogarnęło mnie ogromne wzruszenie i ściskało w gardle ze szczęścia, że tyle mogę. I teraz co i rusz jestem przeszczęśliwa bo czuję to i robię to, czego nigdy wcześniej nie robiłam.
Wielu rzeczy jestem w stanie spróbować. I wierzę w to co mówią mądrzy ludzie: to jest proste, trzeba tylko spróbować.hehe
Nauczyłam się też ufać swoim odczuciom, swoim potrzebom. Jeśli po dłuższym czasie nie osiągam zadowolenia, satysfakcji, to próbuje nowego układu. Nie będę już poddawać się opinii innych i dawać się ranić w imię doskonalenia. Cierpienie uszlachetnia, ale trzeba uważać, żeby nie popaść w autodestrukcję
To już od człowieka zależy.
I to jest proste, hehe
Oczywiście nie jest tak, że wszyscy wszystko muszą próbować i wszystkim to samo się spodoba. Tylko, żeby się dowiedzieć czy to dla nas pożyteczne, trzeba doświadczyć.
Mnie zawsze złościło kiedy słyszałam: to jest proste.
Do pewnego momentu było wszystko bardzo trudne.
Ale kiedy chodziłam do psychologa i pani mówiła: a proszę pomyśleć co pani lubi, co sprawia pani radość. Nie mogłam sobie przypomnieć. A kiedy pierwszy raz przez chwilę poczułam ciepło w sercu, pani: powiedziała:zdarzyło się raz, to zdarzy się i drugi.
I wypatrywałam, gdy tylko pojawiło się trochę szczęścia, pisałam sobie w zeszycie, żeby nie zapomnieć i czytać sobie kiedy najdą mnie myśli, że wszystko jest do bani .
Minęło dużo czasu, wiele smutnych chwil przeżyłam, ale ratując się z opresji próbowałam coś robić.
I od jakiegoś czasu, kiedy słyszę od mojego nauczyciela np. poczuj przestrzeń w sobie, to choć przez chwilkę tak czuję.
To już jest proste ;-) Tylko trzeba było czasu !
Jak się uda raz przez chwilę, to w końcu się uda na dłużej !
I to jest ta wiara w siebie, moim zdaniem.
A to, że mi się zachciało szukać ratunku będąc na dnie, to siła Boga.
:-)
Jedną z rzeczy, której mnie nauczyła koleżanka dla usprawnienia ręki było filcowanie. Z początków nauki pamiętam tylko pokłute do krwi paluchy. Ale widziałam w internecie jakie piękne rzeczy ludzie robią, więc chciałam się tego nauczyć choć trochę.
I po tylu latach zrobiłam motylka na kwiatku.
I wierzę w to, że zrobię kiedyś wypasionego smoka chińskiego. :-)
Już jestem ciekawa a nie przerażona co będzie jutro. Bo może odkryję swoją kolejną umiejętność a nie barykadę. A jeśli jednak dowiem się, że coś przeszkadza mi żyć z pożytkiem dla siebie i innych to na pewno znajdę sposób, żeby pozbyć się tej przeszkody.
Stać mnie na słabość, nie wstydzę się zapłakać, to tylko chwila przecież. Może dłuższa chwila.
Łoj, oby nie :-))) Ale w tym jest lekarstwo dla mnie.
Już nie raz Ci mówiłam, że Jestes niesamowitą i mądrą Kobietą :) i cały czas utwierdzam się w tym przekonaniu :)
OdpowiedzUsuńpamiętam jak pierwszy raz zaproponowałam filcowanie i jak sobie po chwili wymyślałam w duch u, że głupia jestem wyskakując z takimi pomysłami ;/a Ty po chwili stwierdziłaś, że dasz radę i dałaś !!!!!!!!a mnie szczęka z hukiem na podłogę spadła jak pokazałaś swoje pierwsze prace :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
Jestem z Ciebie niesamowicie wręcz dumna !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! osiągnęłaś w relatywnie krótkim czasie bardzo wiele i nadal z ogromną przyjemnością obserwuję jak robisz kolejne siedmiomilowe kroki :)))))
JESTEŚ WIELKA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
o masz, ale miło!!! Przyszłam do Ciebie parę lat temu jako WIELKA BIEDA , bieda sobie poszła i została...., hehehehe
UsuńNie spodziewałam się tego :-)
Uwielbiam takie robótki ręczne, chociaż w ogóle nie mam zdolności manualnych. Ale wykorzystanie kiedyś pomysłu na pracę z dziećmi w parafialnym Oratorium? Czemu nie? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKarolino Droga, filcowanie igłą to raczej nie polecam dzieciom. Ale filcowanie na mokro to też fajna zabawa. Ja też nie mam zdolności manualnych, samo wychodzi, trzeba tylko parę razy spróbować :-))
UsuńPodziwiam Cię Marzenko całym sercem. Chciałbym na święta wysłać Ci karteczkę. Prześlesz mi adres??? janeczka33@wp.pl
OdpowiedzUsuńJaneczko, ja Ciebie też podziwiam ogromnie. Takie cuda robisz,że mowę odbiera :-) Bardzo fajnie, bardzo Ci dziękuję. Też się odwdzięczę jakąś pracą :-)
UsuńMiło mi gościć u Ciebie Marzenko.Przesliczny motykek jestem zauroczona. U mnie też susza.Wczoraj trochę popadalo ,ale to kropla w morzu.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMiło mi gościć u Ciebie Marzenko.Przesliczny motykek jestem zauroczona. U mnie też susza.Wczoraj trochę popadalo ,ale to kropla w morzu.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńLeje! hura. Wszystko boli ale poza tym super,hehe. Bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś :-))) Pozdrawiam serdecznie :-)
UsuńPiękna praca, ale najwięcej wart jest jej aspekt psychologiczny.
OdpowiedzUsuńhehehe, uściski :-))
Usuńfilcowanie to nieznany świat -
OdpowiedzUsuńjak dobrze, że mogę czasem coś
u Kogoś podejrzeć - oczywiście
Smoka Okazałego Ci życzę - choć
Twój motylek na kwiatku to też
swego rodzaju smoczysko łase na
kwietny nektar :)))
uchwycony pająk niczym płochliwy
OdpowiedzUsuńwojownik z innej planety - świetny!