Spędziłam wolny dzień z dala od zgiełku miasta i ludzi.
Na co dzień bardzo go lubię, zwłaszcza, że mam teraz okazję spędzać czas z najukochańszymi dziećmi, więc na początku czułam się nieswojo. Zaatakowała mnie lawina najróżniejszych myśli. Pierwsze myśli, na szczęście, były bardzo miłe, głównie wesołe wspomnienia zdarzeń z dziećmi w roli głównej. Następnie zaczęłam rozpamiętywać problemy. Dywagować, czy trzeba było zrobić tak, czy może inaczej i co z tego wyniknie?. A na końcu, mrożące krew w żyłach,wspomnienie chwil spędzonych z osobami, nieprzychylnymi, zapatrzonymi w siebie i tłumaczącymi, że tak trzeba, że tak jest najlepiej, wmawiając przy tym, że są najmądrzejsi i najlepsi, ludzie sukcesu po prostu.
Czyli zrobiło się przykro, hehe, ale właśnie dzięki temu, przypomniałam sobie o najcenniejszej umiejętności, jaką zdobyłam.
Wreszcie, postanowiłam nie myśleć o niczym.
Oczywiście, w natłoku przeżyć, jest to bardzo trudne, ale pamiętając ile pożytku przynosi uwolnienie się od myśli, próbowałam wielokrotnie. W końcu udało się wyciszyć umysł, otworzyć, zrobić przestrzeń.
Przestrzeń w której pojawiają się rozwiązania problemów, genialne pomysły, spokój....
Ja tak mam :-)
I tak leżąc sobie na słonku, usłyszałam podejrzane trzaski. Patrzę, a nieopodal pomyka ... wiewióreczka. Pierwszy raz, w tym miejscu, a przyjeżdżam tu od kilkunastu lat, biegła przez środek trawnika.
Oczywiście, nie omieszkałam, ją uwiecznić na zdjęciu :-)
I pobiegła do sąsiadów.
Skoro już otworzyłam oczy popatrzyłam jaki świat jest piękny. Niedaleko usiadła ważka, której skrzydełka błyszczały w słońcu :-)
Światło :-)
Wiecie co to kwitnie i tak upiększa świat? ;-)
Tym razem genialne rozwiązania się nie pojawiły. Widocznie zrobiłam już wszystko co na razie można było.
Spokój przyszedł, ale nie jest jakiś radosny, błogi.
To może to nie jest spokój, tylko nadzieja, która nie zawsze jest dobra.
Mam nadzieję, czasem, że spełnią się moje plamy, a przecież nie wiadomo, czy to czego chcę tu i teraz jest, tak naprawdę, najlepsze dla mnie?
A, zebrało mi się na filozofowanie..., uch.
Trzeba iść na tai chi, wszystko się samo ułoży. To jest dobra nadzieją, hehe
Czego wszystkim serdecznie życzę!
Marzenko, szkoda, ze psułaś sobie odpoczynek tymi rozmyślaniami. Sama przyznasz, ze zamiast różnych, często niepokojących myśli, lepiej przypatrywać się wiewióreczce,podziwiać doskonałość skrzydeł ważki, albo urodę nasionek zwykłego ostu. Trzeba chwytać te cenne cząstki pozytywnej energii, wtedy się wypoczywa. Nabiera sił. Czego Ci życzę. Buziaki :)
OdpowiedzUsuńNo niestety, czasem zaprzątają głowę, przykre myśli. Pewnie to zależy od przeżyć, a czasem dzieje się dużo. Najważniejsze, że prowadzą one do zauważenia niezwykłości. Po prostu trzeba to przeżyć i poczekać aż się rozpuszczą :-) Buziaki :-)
UsuńByłam w Zoo i tam niespodziewanie pojawiła się wiewiórka, nawet na chwilę zatrzymała się. Pięknie lawirowała pomiędzy nogami zwiedzających, nawet pomyślałam sobie, że byłby fajny filmik pod tytułem - uda się czy nie przebiec pomiędzy lasem nóg... uwielbiam wiewiórki ale w lesie albo w parkach :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :)
Wiewiórki nie lubią kotów, hehe, przestrzeń to jest ich świat,prawda? Buziaki :-)
Usuńjak dobrze, że nie tylko otworzyłaś oczy
OdpowiedzUsuńale i pokazałaś nam to, co ujrzałaś :)))
hehe, też się cieszę :-))
UsuńNie myśleć o niczym - podziwiam. Ja bym tak nie umiała. Świetna ta wiewiórzasta. Ostatnio też widziałam jedną w naszym parku miejskim. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTego się można nauczyć, Karolinko. Wiesz mi, super sprawa. Myśli czy wesołe czy smutne, męczą, okazuje się,ze odpoczynek prawdziwy jest wtedy kiedy się uda zrobić przestrzeń w głowie :-) Pozdrawiam serdecznie
Usuń