Wesołych Świąt!!
Zdążyłam zrobić bombkę z Mikołajem, dzbanuszek i świecznik świąteczny. Dostałam stroik piękny i jestem happy hehe
Przede wszystkim dlatego, że dotarł na Wigilię mój tata, całkiem przytomny, że były ze mną dzieci i zaprzyjaźniony z nami muzyk.
Było wesoło, życzliwie, serdecznie :-D
Wszystkim dopisywały humory.
Dostałam też ładną bluzkę i super kapcie z cekinami ( na sylwestra będą jak znalazł, hehe)
Największym prezentem był mój tata. Wygłupialiśmy się, żartowaliśmy i przypomniało mi się, że mój ojciec to ma też chlubne umiejętności z młodości na swoim koncie.
Wspomniałam o tym, że był bokserem. Waga lekko pół śmieszna....tata tak powiedział.
Grał na akordeonie świetnie. (tak słyszałam) samouk. Uświetniał wszystkie uroczystości. Kiedyś wszystkie były z alkoholem więc tym bardziej nie trzeba Go było prosić
Wybitnie rysował. Najlepszy był portret Jego żony, czyli mojej matki. Podzielił zdjęcie na małe krateczki i po kawałku przerysowywał szczegóły, cienie itp. Idealnie wyszło.
Nawet moja babcia miała do niego słabość, mówiła, że On da się lubić. Chociaż kłamstwa nie znosiła.
Miał mocną głowę, nigdy nie był agresywny tylko wesoły (o, podobno poczucie humoru to mam po nim hehe) i od czasu do czasu zaskoczył dobrocią, pomocą niemałą.
I tak jest do dzisiaj.
Tym bardziej mi żal, że takiego człowieka stracę. Znów zaczęłam przypominać, że nie może sobie folgować, że ma rozrusznik, że leki musi brać. O min. przypomniało mi się, że nogę ma przykręconą na platynową śrubę bo mało mu nie urwało na moście jak się wpasował na motorze po pijaku między ciężarówkę a barierę.
Tata absolutnie zabronił pić, palić za kierownicą.
Ooo
Dalej mówię, że On tyle umie zorganizować, taką ma wiedzę jak coś załatwić i jest nam ogromnie potrzebny, nie może nas tak zostawiać. Przecież, mówię, jak będziesz pił to umrzesz zaraz.
Ojciec lekko wzruszył ramionami i mówi: nie umrę. Wszyscy z jego rodziny dożyli góra sześćdziesięciu paru lat. Jemu widoczni pisane długie życie, nie łatwo Go dobić.
O kurka, to też mam po Nim. ;-)
Korzystając z okazji poprosiłam, żeby coś pomógł załatwić synowi, mówię: idź z nim, Ty masz szczęście.
Ojciec się uśmiechnął.
No mam, mówi, ale On jest dorosły. Przecież nie będzie dziadek chodził za Jego sprawami. No tak. Uchachaliśmy się do rozpuku.
Jakby się nad tym zastanowić, też mam szczęście. Może to też po Nim.
Rozbawiliśmy się przy okazji pouczania wnuka przez dziadka.
Słyszę, jak dziadek tłumaczy: nie denerwuj się tak, zobacz ja się nic nie denerwuje, cokolwiek by mi nie powiedzieli ja się tak bardzo nie przejmuję.....
No tak, za to innych szlag trafia hehe
Pasuje to trochę do teori, którą nieraz słyszałam, że nie jest tak jak jest, tylko, tak jak sobie ktoś wyobraża.
A że z zachowania można wysnuć taki a nie inny wniosek, to jednak ten ktoś bierze za to odpowiedzialność. (Nauczyciel tak mówi)
Tego olewactwa po Nim nie mam.
Tak sobie myślę, że na szczęście.
Bo to na pewno nie jest oznaka współczucia.
Asertywność to owszem robienie zgodnie ze swoimi potrzebami, ze swoimi uczuciami ale nie raniąc drugiego człowieka. Jest tu taka subtelna różnica, którą warto zauważyć.
Wszystko zależy od tego czy chce się być zadowolonym na chwilę czy na wieki.
Co się daje to się odbierze prędzej czy później, przecież.
Tata, myśli pewnie, że farta i na tamtym świecie będzie miał.
hehehe, kto wie, kto wie.
Moją matkę strasznie wkurza, że tak się rozwodzimy nad Jego pomaganiem.
Jej zdaniem też by pomogała i chodziła i załatwiała co trzeba, tylko ojcu to zostawiała bo uważała, że zapłacone bo Mu się daje np.... zupę.
Ok. zupa pyszna, nietania, ale za Jego pomoc, za Jego cierpliwość zapłaciłabym krocie, żeby tylko przy mnie był.
Sposób pomagania mojej mamy, absolutnie mi nie odpowiadał.
Np. schodzę po schodach, powolutku, dostawiając nogę do nogi, nie umiałam chodzić na przemian, słyszę: no idź normalnie, dasz radę, po co się tak pieścisz ze sobą? itp....
teraz to już śmiać mi się chce, ale wówczas to błagałam, żeby ojciec przyszedł, mnie zabrał.
Tak sobie teraz myślę, że zapracował na to, że dzieci Go kochają, przyniósł dużo pożytku, okazał dużo serca w pewnych sytuacjach.
Dam Mu spkój
Niech dokończy swoich dni jak Mu pisane, tak jak lubi, na wesoło i bez nerwów.
Mam nadzieję tylko, że się nie nacierpi.
Takie są moje życzenia świąteczne dla Niego.
Och Marzenko ! Napisałam się napisałam nagle.... wszystko przepadło w wirtualnej przestrzeni !Szkoda bo bardzo chciałam podziękować za Ciebie, ten blog, za wzruszenia, łzy i śmiech.Więc już bez słów tulę Cię do serca i wysyłam dobre myśli dla Ciebie i rodziny. Do zobaczenia za chwilę !
OdpowiedzUsuńPiękny post o wybaczaniu i miłości takiej dobrej, cierpliwej i serdecznej :) Ściskam mocno i buziaki :)))))
OdpowiedzUsuń