środa, 23 grudnia 2015

Przykład

     Ale mam radochę.
Była dziś moja mama odebrać jakieś rzeczy bo na wigilię nie przyjdzie, wyjeżdża do koleżanki.
Przykro mi było jak to powiedział. Pewnie z przyzwyczajenia, rodzina taki dzień powinna spędzać razem, tyle się o tym trąbi.
Ale w sumie to nie byłam zdziwiona, pomyślałam, że trafiło jej się coś fajniejszego, taką ją znam.
Ponieważ przyszła więc zaprosiliśmy Ją. Choć na początku nie chciała to została na sok własnej roboty. Przy okazji podpytałam jak coś tam upiec, poprosiłam o doradzenie w wykończeniu swetra, dałam własnoręcznie ozdobione decoupagem pudełko. Zaczęłyśmy rozmawiać i od słowa do słowa wyżaliła się na mnie. Mniejsza o co konkretnie, nie jest mi potrzebna wiedza czy słusznie czy nie, w każdym razie starałam się wytłumaczyć, oczywiście bez skutku.
W końcu wypaliłam, że to Ona dała  mi przykład.
Oczywiście sytuacja była inna ale mechanizm (zachowanie) taki sam.
Matkę zatkało na chwilę. hehe
A potem się uśmiechnęła leciutko.
Poszła sobie, ale uściskałyśmy się serdecznie, pożyczyłyśmy dobrego.
Ogromnie się cieszę, że mi taka riposta przyszła do głowy, że znalazłam podobieństwo między tym co ja zrobiłam a tym co Ona. Trudno było w ogóle wpaść na związek tych rzeczy ale jednak jest.
No po prostu błysnęłam inteligencją. hehe
No nie powiem, fajne uczucie.
Ale najważniejsze, że dzięki temu, mama stała się trochę weselsza.
Bo chociaż mam Jej wiele za złe to jest to dobry człowiek, może bez przesady ale zrobiła bigos w zeszłym roku dla "samotnych matek"na święta, świetnie robi na drutach, nauczyła mnie chodzenia do teatru, jest pracowita. Ale to mamy obie akurat po babci hehe.
Więcej dobrego od Niej nie przejęłam ale ludzie Ją lubią sądzę, że jest uczynna, miła, życzliwa. Tyle, że ambicja jest dla Niej ważna, a tego to ja nie mam. A współczucie, to kiedyś przynajmniej, oznaka słabości dla Niej. Uznawana, więc byłam za mięczaka, zwłaszcza, że współczułam przede wszystkim sobie hehe.

O naśladowaniu przypomniała mi się jeszcze jedna historia.
Kiedyś ojciec o czymś mi opowiadał i na końcu pyta: co On ma zrobić?
Niestety, mówię, że nie wiem, pojęcia nie mam, to od Ciebie zależy.
Uśmiał się
Za jakiś czas znów mnie pyta: co On ma zrobić?
-Nie wiem, zrób jak uważasz, a ja wezmę z Ciebie przykład
Śmiał się ale widziałam jak Mu mina rzednie, aż przestał się śmiać.
No ciekawe czemu?

Tak sobie myślę, że częściej trzeba o tym pomyśleć, że dzieci mogą wziąć z nas przykład.
Okaże się, że wielu rzeczy nie robimy bo to wbrew nam ale jak pomyślimy, że potem, nie ma co mieć pretensji, że dzieciak tak zrobił. Albo wręcz można winić siebie za to, że młody człowiek sobie nie radzi, albo rani kogoś przez egoizmem i głupotę.  Częściej się może okazać, że to postępowanie już jest zgodne z nami
Podobno dzieci mają tendencję do naśladowania tego co złe a to co pozytywne to nie (matka tak mówi). Może tak być bo łatwiej i weselej psocić, samo wychodzi.
Ale już starsze dzieci, naśladują wszystko i czerpią przykład podświadomie z rodziców nawet jak nie chcą. Tylko to ukrywają nawet przed sobą, kamuflują to co czują, myślą. Tak słyszałam od psychologa.
Tym bardziej doceniam wagę świadomości.
Co, z czego i dlaczego...... wiedząc o tym uniknie się jakiś traum i trudności, choć trochę.

Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że miałam szczęście, że wychowali mnie babcia i dziadek, nauczyli miłości, dobroci.
Oni tacy byli dla mnie, nie dla siebie
Nawet jakiś czas temu, siostra wspomniała, że zgadzali się w jednym i robili razem, to co trzeba było dla Marzenki hehe
Odpłacałam się sercem do ostatnich ich dni.

No ciekawe, jaki też przykład wezmą dzieci ze mnie.
Teraz to już naprawdę w wielu sprawach mogą. Z ostatnich moich osiągnięć: wiara w siebie, zaufanie do siebie, czerpanie nauki od mądrych ludzi i miłość do siebie.
W tym ostatnim to bardzo dobry jest ich tata, hehe ale nie ma współczucia wiele. Jeszcze nie ma.
Więc póki co, mogą ze mnie śmiało brać przykład.
Współczucie to droga do szczęścia, mam nadzieję, że to we mnie zobaczą.

Nie mogę się oderwać od Sudetów bo tam tak piknie
    



1 komentarz:

  1. ps. no muszę dodać, że okazałam serce ojcu, a ona była z Nim 15 lat (chyba, też z miłości) hehe, ale teraz Go nie cierpi

    OdpowiedzUsuń